Amerykański Road Trip 2024 Dzień 13. Pozdrowienia od Griswoldów!

1 września 2024

Dzień zaczęliśmy wcześnie – o 6.00 rano, choć u Indian Navajo była to już 7.00. Po dobrym hotelowym śniadaniu (opinie na Bookingu nie kłamały – rzeczywiście było to najlepsze hotelowe śniadanie jak dotąd w trakcie tego wyjazdu) ruszyliśmy w stronę kolejnego parku narodowego – już piątego na naszej liście. Była to taka wisienka na torcie, choć przed nami jeszcze jeden park, ale nie mam co do niego wielkich oczekiwań. O tym za kilka dni.

A teraz… Wielki Kanion. Siedem lat temu zrobił na nas ogromne wrażenie i tym razem jest podobnie. Choć wydawałoby się, że jak już go widzieliśmy, nie będzie takiego WOW, to jednak było i podejrzewam, że jest za każdym razem.

Przed laty odwiedziny utrudniały tłumy. Tym razem, mimo soboty i długiego weekendu (w poniedziałek Amerykanie obchodzą Labor Day), ludzi na punktach widokowych było jak na lekarstwo. Zaliczyliśmy wszystko, co chcieliśmy, a nawet więcej. I na każdym punkcie udało nam się spędzić nieco więcej czasu niż Clark Griswold nad kanionem w kultowej scenie z filmu W krzywym zwierciadle: Wakacje 😉

Po małym dramacie związanym z zapodzianiem się paszportu parków narodowych Klary (ostatecznie się odnalazł) udało nam się zdobyć aż 3 pieczątki do kolekcji. Pozostaje nam jeden park narodowy do odwiedzenia, będziemy mieć odhaczone 6!

Co można powiedzieć o Wielkim Kanionie? Że jest OGROMNY. Nie ma żadnych wątpliwości, że to największa i najpopularniejsza atrakcja Arizony. To kanion rzeki Kolorado, który ma prawie 450 kilometrów długości. W najgłębszym miejscu ma 1857 metrów, w najwęższym 800 metrów, a w najszerszym nawet 29 kilometrów!

My odwiedzaliśmy kanion ponownie od południa (South Rim), mniej popularna jest północ (North Rim). Atrakcje są także na zachodzie (choćby szklana podłoga nad kanionem). Południe jest jednak bardzo dostępne, urywa tyłek i w zupełności wystarczy, by poczuć moc kanionu.

Gdy wyjeżdżaliśmy z parku narodowego, do wjazdu była dłuuuga kolejka aut. Opłaciło się więc wstać wcześnie, by być w parku około 8.00 rano i zwiedzać wszystko na totalnym luzie.

Z parku ruszyliśmy w stronę Flagstaff, w którym bardzo podobało nam się 7 lat temu. Zapamiętaliśmy ogrom sosen i ich intensywny zapach – pamięć nas nie myliła. Wciąż pachnie tak samo ładnie.

Spędzimy tu dwie noce, a hotel absolutnie przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Gdy weszliśmy do recepcji, wydawało nam się, że pomyliliśmy hotele – było tak dobrze. Okazało się jednak, że to tu. Nie dość, że dostaliśmy lepszy pokój w tej samej cenie (mieliśmy mieć jedno wielkie łóżko, a dostaliśmy dwa wielkie i kanapę), to jeszcze mamy ogromną łazienkę, balkon, a wszystko pachnie jakby luksusowo.

Nasz hotel na dwie najbliższe noce

Teren hotelu – wspaniały. Basen i jacuzzi między sosnami (już zaliczone), plac zabaw, boiska do grania w siatkę, teren do gry w Cornhole (rzucanie woreczkami do celu – to już kolejny hotel z tą atrakcją, jest to tutaj bardzo popularne, a w TV pokazują nawet turnieje tej „dyscypliny”). Dodatkowo przy hotelu jest ogromny teren zielony – zrobiliśmy trasę 3 km pomiędzy sosnami, które wszystkie są czarne po pożarze, który miał tutaj miejsce w 2010 roku. Z tablic na ścieżce dowiedzieliśmy się, że w trakcie pożaru teren bardzo ucierpiał – trzeba było m.in. ewakuować hotel, a wiele drzew trzeba było wyciąć. Dziś ponownie jest tu bardzo zielono, biega mnóstwo wiewiórek, ale pożar zostawił ślad na drzewach.

Hotelowa restauracja – wspaniała. Cieszę się, że nie jest to nasz pierwszy hotel, bo każdy kolejny byłby dramatem 😉 A tak przed nami 2 noce w tych warunkach. Jutro odpoczywamy!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *