Amerykański Road Trip 2024 Dzień 14

2 września 2024

Flagstaff od początku miało być miejscem, w którym na chwilę się zatrzymamy i odpoczniemy. Tak się stało. Wstaliśmy nieco później niż zwykle, a później zjedliśmy zdecydowanie za duże śniadanie w hotelowej restauracji. Gdy pani przyniosła nam pankejki dla Klary, niemal spadłam z krzesła. Dziecko zjadło jedynie połowę jednej sztuki, my dojedliśmy drugą połowę, a jeden został w całości. To jedna z tych rzeczy, które się tu nie zmieniają – porcje mają olbrzymie.

Malutkie pankejki dla Klary

Po lekkim porannym rozruchu przejechaliśmy się do centrum Flagstaff. Pogoda sprzyjała – choć jesteśmy na 2000 mnpm, było przyjemne 25 stopni. Zaparkowaliśmy na jednym z płatnych parkingów – 15 dolarów za 2h. Okazało się, że w niedzielę odbywają się tutaj lokalne targi – jeden w parku z rzemiosłem, a drugi z produktami od lokalnych rolników. Były przetwory, warzywa, owoce, sery, sporo biżuterii czy obrazów w drewnie. Naszą uwagę zwróciły dynie i duchy wycinane ze starych książek. 

Okazało się, że Flagstaff jest bardzo przyjaznym miejscem – weszłyśmy z Klarą w poszukiwaniu wody do picia do jednego ze sklepów (okazał się to być sklep mięsny ze stekami i kiełbachami). Chciałam kupić butelkę wody, a pan stojący za ladą po prostu nam ją dał 😉 Był też sklep dla biegaczy, który chciał odwiedzić Marcin i kilka innych sklepików z pamiątkami i „cheap plastic shit” – jak to można było przeczytać w jednym z punktów. Udało się coś kupić, więc wypad całkiem udany. 

Zahaczyliśmy też o punkt widokowy i plac zabaw. Plac zabaw w parku na totalnym wypasie, nie tylko infrastruktura dla dzieci, ale też oświetlone korty tenisowe dostępne dla każdego, całe rodziny siedzące na trawie i odpoczywające w niedzielę, toalety. Wszystko tak, jak być powinno. Na koniec zahaczyliśmy ostatni raz w trakcie tego wyjazdu o Cracker Barrel Old Country Store z gadżetami na Halloween, Boże Narodzenie i wszystkie inne możliwe okazje. Jeść nie planowaliśmy (to także popularna restauracja) i bardzo dobrze, bo kolejka oczekujących na stolik była ogromna – czas oczekiwania 1h. 

Po zakupach zatankowaliśmy do pełna, chyba ostatni raz za 3,59$ za galon (jutro wracamy do Kalifornii, a tam zdecydowanie drożej) i wróciliśmy do hotelu. Zrobiliśmy pranie w części hotelu przeznaczonej dla kierowców ciężarówek. Jeśli oglądaliście na TVN Ciężarówką przez Stany Dawida Andresa to wiecie, jak wygląda takie miejsce. My mieliśmy okazję być w takiej oazie truckerów pierwszy raz – jest tu wszystko. Salonik z kanapami i wielkim telewizorem, gdzie czekasz na pranie, prysznic, jedzenie albo inne sprawy. Są nawet pokoje, w których możesz się przespać, jest świetnie wyposażony sklep – znajdziesz w nim wszystko do auta, przekąski, napoje, a nawet pamiątki. Przez megafon wywołują oczekujących na prysznic 😉 Życie kierowców ciężarówek na 100%. 

Jak odpoczynek, to nie mogło zabraknąć basenu. Wymoczyliśmy się za wszystkie czasy, a na koniec zjedliśmy ostatnią kolację na restauracyjnym tarasie z widokiem na sosny. Przykro będzie jutro wyjeżdżać, ale to jeszcze nie koniec. Przed nami poniedziałek w drodze – mamy do przejechania ponad 500 kilometrów, m.in. przez słynną Route 66. To Labor Day, więc jest szansa, że nie będzie wielkich korków. Co ciekawe, mimo że to święto, sklepy mają otwarte. 

Ostatnia kolacja we Flagstaff

Zbliżamy się do Los Angeles i do finału naszej wyprawy!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *