To będzie mój pierwszy pobyt w USA dlatego cel podróży był wybierany precyzyjnie. Gdy „zmuszono” 😉 mnie do wyjazdu do Stanów początkowo zakładałam, że polecimy do Nowego Jorku. Wschodnie wybrzeże – krótszy lot, wujek Marcina mieszka pod miastem, więc można się u niego zatrzymać, a w Nowym Jorku do zobaczenia jest pierdyliard miejsc, które zawsze chciałam odwiedzić. Ale po dogłębniejszym zastanowieniu się uznałam, że jak szaleć to szaleć – na liście moich wymarzonych miejsc do zobaczenia jest więcej lokalizacji z zachodniego wybrzeża i dlatego padło na zachód.
Do planowania podróży podeszłam bardzo poważnie. Zaczęłam przeglądać przewodniki po USA, oferty biur podróży obejmujące wczasy na zachodzie Stanów, strony internetowe podróżników i Pinterest. To właśnie Pinterest okazał się najbogatszą skarbnicą wiedzy i rad o tym, co w USA zobaczyć trzeba, co zobaczyć można, a co ewentualnie sobie podarować.
Sprawa była prosta – lecimy do Los Angeles, wracamy z Los Angeles (taka opcja wychodzi najkorzystniej finansowo, przy wyborze dwóch lotnisk cena biletów szybowała w górę), a podczas pobytu chcemy zobaczyć jak najwięcej się da. Wypożyczamy więc auto i ruszamy. Pierwszy prawdziwy road trip i to po czterech stanach – Kalifornia, Utah, Arizona i Nevada!
Niestety, ze względów logistycznych z setek interesujących miejsc, trzeba było wybrać te, które ABSOLUTNIE MUSZĘ zobaczyć. W planie podróży mamy więc Los Angeles z Hollywood, Universal Studios, Hermosa Beach, Venice Beach, Santa Monica czy Beverly Hills. Są Route 66 i Wielki Kanion. Są Antelope Canyon i Lake Powell. Są parki narodowe – Zion, Death Valley i Yosemite. Są wymarzone sekwoje. Są kasyna w Las Vegas, kąpiele w Lake Tahoe i wina w Napa Valley. Jest Sacramento w amerykański Dzień Niepodległości, jest też San Francisco z Golden Gate i drogami prowadzącymi prosto do oceanu. Jest Dolina Krzemowa i najpiękniejsza autostrada w Stanach – Pacific Highway z Santa Cruz, Monterey, Santa Barbara, Malibu podobno pięknymi plażami.
Ile uda nam się zobaczyć? To okaże się wkrótce.
*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.