Dobry plan to podstawa (part I)*

12 czerwca 2017

Pod koniec września 2016 roku zapadła decyzja o wyjeździe do Stanów na wakacje 2017. I zaczęło się planowanie. Nie lubię odkładać przygotowań na ostatnią chwilę, dlatego od początku postanowiłam działać. Oto krótki przewodnik krok po kroku jak zaplanować road trip w USA.

Wstępne nakreślenie planu podróży

Każda podróż musi mieć jakiś plan. Dlatego zanim przybierze on ostateczny kształt, warto zastanowić się nad tym, co chcemy zobaczyć. W moim przypadku lista była bardzo długa. Od początku wiedziałam, że chcemy zobaczyć Los Angeles, San Francisco, Las Vegas, Wielki Kanion, sekwoje, Pacific Highway i Lake Tahoe. To były punkty, z których zrezygnować po prostu nie umiałam. I opierając się na tych punktach, z mapą w ręku, zaczęłam planować trasę – zakładając wypożyczenie auta. Brałam pod uwagę liczbę przejechanych kilometrów danego dnia, liczbę atrakcji itp. Gdy masz już wstępny plan, możesz przejść do kolejnego punktu.

Do Stanów trzeba dolecieć

Można też oczywiście dopłynąć, ale nie mamy tyle czasu. Po wstępnym zaplanowaniu podróży przeszłam więc od wybierania najkorzystniejszej oferty na bilety lotnicze. Początkowo chcieliśmy lecieć na przełomie maja i czerwca (wtedy na zachodnim wybrzeżu jest nieco chłodniej i są mniejsze tłumy turystów), ale Iwona jest nauczycielką – musiała do końca roku szkolnego być w pracy. Ostatecznie padło więc na wylot 24 czerwca – dzień po zakończeniu lekcji. Mając w głowie wstępny plan podróży i datę wylotu, można było zacząć przeglądać skyscanner.pl. Przeglądać – bo istotna była data powrotu. Warto z nią pokombinować – czasem jeden dzień robi dużą różnicę w cenie.

Gdy kupowaliśmy bilety LOT ogłosił, że wprowadza od 2017 roku przeloty bezpośrednie na trasie Warszawa – Los Angeles Dreamlinerem. Oferta kusząca, ale ceny ostudziły nasz entuzjazm. Za bilety w dwie strony zapłacilibyśmy około 4000 złotych (za osobę). Tymczasem przeglądając skyscanner udało nam się wybrać bilety za 2300 złotych na lot łączony Berlin – Londyn – LAX (tak samo w drogę powrotną) British Airways. Do wyboru były też inne opcje – m.in. liniami hiszpańskimi czy niemieckimi, ale przeważnie były to loty łączone obsługiwane przez dwie różne linie. Postawiliśmy więc na wygodę i wybraliśmy jedną linię lotniczą na całej trasie. Bilety kupiliśmy przez internet, później sprawdziliśmy numery rezerwacji na stronie British Airways i okazało się, że nikt nas nie oszukał i rzeczywiście mamy bilety na loty 😉

Czym tu jechać

Od początku wiedzieliśmy, że będziemy dużo jeździć i dlatego zdecydowaliśmy się na wynajęcie nieco droższego auta. Postawiliśmy na SUV-a, w którym we trójkę powinniśmy mieć wystarczająco miejsca na walizki i rozprostowanie nóg w trakcie dłuższej podróży. W internecie znaleźć można wiele wypożyczalni samochodów działających w USA – mają kuszące ceny, ale z tego, co udało mi się wyczytać, nie podają ceny w całości (na miejscu okazuje się, że trzeba zapłacić za dodatkowe usługi), więc może nas czekać niezbyt miła niespodzianka.

Za namową rodziny zdecydowaliśmy się na wypożyczenie auta w firmie Sixt – jest stosunkowo droga, ale działa na całym świecie, ma dobre opinie i jeśli wypożycza się auto ze sporym wyprzedzeniem, można znaleźć dobrą ofertę. Ponieważ mamy więcej niż 25 lat, nie musimy się liczyć z dodatkowymi opłatami (jeśli jesteś młodszy, musisz o tym pamiętać). Auto wypożyczamy w pobliżu lotniska LAX i tam będziemy je oddawać. W Kalifornii jest o tyle fajnie, że dodatkowy kierowca prowadzący auto nie wiąże się z żadnymi opłatami. Warto też zwrócić uwagę na to, czy autem wypożyczonym w konkretnym stanie można wyjechać do innego stanu. W Kalifornii jest tak, że autem wypożyczonym w tym stanie, bez dodatkowych opłat można poruszać się też po Arizonie, Nevadzie i Utah (akurat w tych stanach będziemy). Warto wykupić dodatkowy assistance, by otrzymać pomoc w przypadku np. pęknięcia opony (my coś takiego wykupiliśmy).

Auto rezerwowaliśmy przez internet. Wypełnia się formularz, w którym podaje się m.in. numer karty kredytowej, którą będziemy płacić za wypożyczenie, a także numer prawa jazdy i inne dane kierowców. Choć posiadanie międzynarodowego prawa jazdy nie jest wymagane, warto je wyrobić (to papierowa książeczka rodem z PRL, którą wyrabia się w Urzędzie Miasta – kosztuje 30 złotych, wymagane jest zdjęcie) – ułatwia sprawę w przypadku zatrzymania przez policję. W rezerwacji podawaliśmy także numer lotu, którym dostaniemy się na lotnisko LAX. Konieczne jest wybranie godziny odbioru auta. Obsługa zaznacza, że spóźnienie „do godziny” jest akceptowalne 😉

Lepiej zaplanować niż później żałować

Znacie to uczucie, gdy wracacie z wakacji i ktoś znajomy pyta, czy będąc w danym miejscu odwiedziliście to, to i to, bo tam jest super extra, a wy odpowiadacie „nie”? Ten etap jest właśnie po to, by móc odpowiedzieć „tak”, a co więcej, powiedzieć „to miejsce jest spoko, ale znalazłem lepsze”! Wstyd się przyznać, ale do tej pory nasze podróże ograniczały się do formuły All Inclusive. W myśl typowo polskiej zasady „im więcej zjem i wypiję, tym lepiej” wybieraliśmy hotele o wysokim standardzie i przeważnie ograniczaliśmy się do pobytu na ich terenie. No ewentualnie decydowaliśmy się na nutkę szaleństwa – jeden dzień zwiedzania.

Stany będą więc dla nas czymś zupełnie nowym pod względem podróżowania. Ślęcząc nad mapą, przewodnikami i Pinterestem (jest bardzo bardzo pomocny!) zaplanowałam konkretną trasę na 17 dni pobytu. Łącznie 5000 kilometrów przez 4 stany z przystankami po drodze. Istotna jest liczba kilometrów pokonywanych każdego dnia – nie można z nią przegiąć. W naszym przypadku 2 dni będą nieco hardcorowe – po około 370 mil. Reszta to znacznie mniejsze odległości. Trasę planowałam używając Google Maps (to super rozwiązanie, bo później można ją przeglądać na smartfonie w trybie offline), pozaznaczałam na niej punkty widokowe i atrakcje godne uwagi. Oczywiście w trasie będziemy na bieżąco decydować gdzie się zatrzymujemy, a gdzie nie, ale ogólny szkielet musi pozostać taki sam.

*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.