Noc w Pahrump nie należała (przynajmniej u mnie) do wybitnych. Spałam kiepsko, być może po ostatnich dniach na prowincji bałam się Las Vegas i tłumów na Krupówkach. Do pierwszego punktu programu – znaku Las Vegas – mieliśmy około godzinkę drogi, więc specjalnie się nie spieszyliśmy.

Siedem lat temu odstałam w kolejce do zrobienia zdjęcia przy znaku około 40 minut w upale. Tym razem poszło dużo sprawniej – całość zajęła jakieś 15 minut, a to chyba dzięki panu, który był tam „kierownikiem” – robił wszystkim zdjęcia ich telefonami, pilnował kolejki, dbał, by ci spoza kolejki nie wchodzili pod znak na tzw. Janka. Chwała mu za to. A do tego miał solarną czapkę z daszkiem i wiatrakiem!

Spod znaku ruszyliśmy do miejsca, w którym jeszcze nas nie było – na Fremont Street. To druga najsłynniejsza ulica w Las Vegas. Najsłynniejszy jej odcinek to deptak i centrum handlowe z neonami i sufitem, na którym wyświetlają się filmy czy reklamy. To przy tej ulicy powstawały pierwsze chodniki, hotele czy kasyna. To właśnie ta ulica pojawia się w filmach z lat 80. czy 90., w których widać słynne Las Vegas ze światłami i neonami. Ponieważ w latach 90. centrum życia turystycznego przeniosło się na The Strip, wymyślono, by Fremont zmienić w atrakcję samą w sobie. Postawiono więc na kryty deptak z atrakcjami.

Na Fremont byliśmy rano i być może dlatego nie zrobiła na nas powalającego wrażenia. Trochę bezdomnych, trochę dziwnie zachowujących się osób, roznegliżowane panie z piórami zapraszające do kasyn. I tu wspaniale, że Klara jest z nami, bo osób z dziećmi nie zaczepiają 😉 Neony i uliczki pamiętam choćby z Griswoldów (część w Vegas) i mam wrażenie, że w ciągu 30 lat nie zmieniły się wcale.

Z Fremont pojechaliśmy do naszego hotelu – Paris. Tu spaliśmy 7 lat temu i kąpiel w basenie pod Wieżą Eiffla mocno zapadła nam w pamięć. Musieliśmy to powtórzyć. Klara była zachwycona basenem i samym hotelem stylizowanym na paryskie uliczki. Zanim jednak dostaliśmy pokój, przeszliśmy się po Stripie w około 40-stopniowym upale. Było jedzenie i zakupy.

Sam hotel jest ciekawy. W tym roku kończy 25 lat, o czym informują naklejki czy „25” porozstawiane w różnych miejscach. Wieża Eiffla stojąca przy hotelu to połowa prawdziwej wieży z Paryża – ma 165 m wysokości. Co ciekawe, miała być dokładną repliką, ale ze względu na bliskość lotniska nie było to możliwe. Jest tu też Łuk Triumfalny, który stanowi 2/3 prawdziwego, a nawet Place de la Concorde.

Wieczorem musieliśmy zaliczyć pokaz słynnej fontanny przy hotelu Bellagio.

A później wybraliśmy się na kolację do Bubby Gumpa – to już nasza tradycja. Trzeci raz wakacje w USA i trzeci raz odwiedzamy lokal z Forresta Gumpa. Uwielbiam klimat tych restauracji, jedzenie też jest ok, choć przyznam, że jedzenie jest tu dla mnie najmniej ważne.

Mam wrażenie, że w Vegas nie zmienia się nic. No dobrze, pojawiła się nowa atrakcja – Sphere. Ogromna kula, sala koncertowa, której elewacja pokryta jest ekranami, na których wyświetlane są obrazy filmowe, w tym oko „obserwujące” Las Vegas. Budowa trwała 5 lat i kosztowała 2,3 miliarda dolarów! To najdroższa inwestycja rozrywkowa w Vegas. Widzieliśmy Sferę za dnia, w nocy tylko jej fragment – specjalnie wjechaliśmy na ostatnie piętro naszego hotelowego parkingu. No jest fajna, do Mielna pasuje idealnie 😉 Jest też nowy stadion – również robi wrażenie. Wyburzają właśnie kilka hoteli, w ich miejscu na pewno powstaną kolejne, bo tutaj w przyrodzie nic nie ginie.

Ostatnim punktem programu było kasyno. Wiadomo. Niestety Klara została wyproszona, została więc grzecznie z tatą w pokoju, a ja miałam poważne zadanie do wykonania – wygranie pieniędzy na nowy dom i najlepiej jeszcze nowy samochód. Niestety, z 15 dolarów zrobiłam tylko 55 dolarów, które i tak przegrałam… A do tego po 3 minutach samotnego grania zainteresował się mną Amerykanin w zacnym wieku, który zaczął mi komplementować sukienkę i jak to ładnie wyglądam 😉 Czas było się zmywać!

W tym roku śpimy na 22. piętrze z widokiem na basen i wieżę. Siedem lat temu byliśmy chyba na 14 piętrze. Za kolejne 7 lat zostanie nam już tylko apartament na szczycie!
Jest i wygrana! tak trzymac! Vegas sprawia wrazenie plastikowego bardzo, troche „znanego z tego ze jest znane”, ale na Twoich zdjeciach bardzo zachecajaco wyglada. Ale Wam fajnie 😉
Do Vegas już wracać nie muszę 😉 Dwa razy to o jeden za dużo 🙂