Analiza sylwetki. Dla kogo i po co?

3 lutego 2021

Miało być o porządkach i organizacji domu, więc pewnie zastanawiasz się skąd na blogu temat analizy sylwetki. Jeśli jesteś zadowolona ze swoich zakupowych wyborów ubraniowych to ten tekst nie jest dla ciebie. Jeśli jednak coraz częściej zastanawiasz się, dlaczego właściwie kupiłaś kolejny T-shirt lub jeansy, w których wyglądasz mało atrakcyjnie, zapraszam do lektury!

Tak jak zapowiedziałam jakiś czas temu, w ostatnich tygodniach postanowiłam trochę celowo zapuścić moją szafę, żeby pokazać wam, jak ją odgracić. Osoby, które brały udział w Wyzwaniu Porządnickiej (TUTAJ) doskonale wiedzą, jak wygląda odgracanie szafy, dlatego nie będę się tutaj na tym skupiać. Pod linkiem znajdziesz komplet wskazówek, jak zabrać się za porządki w szafie.

Tym razem moje regularne porządki ubraniowe postanowiłam zacząć od analizy sylwetki. Co to takiego? Taka analiza to po prostu zestaw wskazówek, dzięki którym dowiesz się, jakie fasony ubrań pasują najbardziej do twojej sylwetki. Tym samym, mając taką wiedzę, masz szansę, by unikać kolejnych zakupowych wpadek. A niestety mi takie wpadki zdarzały się regularnie. 

Nie wiem czy to tylko mój problem, ale wielokrotnie widząc coś na wieszaku w sklepie zakochiwałam się w tym, szłam do przymierzalni, ubierałam i dochodziłam do wniosku, że spoko – fajnie leży. Biorę! W domu ponownie to ubierałam, stawałam przed lustrem i nagle okazywało się, że wyglądam jak pół d… zza krzaka. Czy to możliwe, żebym w trakcie drogi ze sklepu do domu tak bardzo się zmieniła?! Nie, to sklepowe czary-mary w postaci zniekształcających luster w przymierzalniach, które tu dodadzą, tam odejmą i jesteś nagle Claudia Schiffer (a dla młodszych Kendall Jenner). Złapałam się wielokrotnie na tym paskudnym postępowaniu sklepów i w końcu powiedziałam sobie dość.

Oczywiście, kiedyś zastanawiałam się nad tym jaką mam sylwetkę – czy to klepsydra, gruszka, jabłko, a może jeszcze coś zupełnie innego. Kiedyś kupowało się gazety i robiło te quizy – jaką sylwetką jesteś? Tylko chyba każdy z nas wie, że takie quizy są warte mniej niż zero, czyli nic 😉 Wpadłam więc na pomysł, by spróbować z analizą sylwetki – oddać się w ręce kogoś, kto teoretycznie powinien znać się na rzeczy i powie mi, co powinnam nosić, żeby ukryć swoje mankamenty, a wyeksponować zalety.

Przewertowałam internety i okazało się, że znalezienie stylisty to wcale nie jest prosta sprawa. Gdy wydawało mi się, że już kogoś mam, jak patrzyłam na stylizacje przygotowane przez tą osobę, jednak się rozmyślałam 😉 Pojawiły się też wątpliwości – w dobie pandemii w grę wchodziła usługa online. Ale czy taka analiza online ma w ogóle sens? W końcu natknęłam się na dziewczynę, której stylizacje mi odpowiadały. Odpowiadała mi również cena usługi – 150 złotych za przygotowanie analizy online. Uznałam, że nawet gdyby to była totalna porażka, nie jest to kwota, która zwali mnie z nóg. A uwierzcie, znalazłam i oferty stylistek, które chciały zrobić analizę za około 1000 złotych. To byłoby już dla mnie grube przegięcie.

Przejdźmy do konkretów. Nie wskażę tutaj konkretnej stylistki, z usług której korzystałam, bo uważam, że jest to kwestia bardzo indywidualna. Napiszę jednak, jak to wszystko wyglądało. Skontaktowałam się z wybraną osobą i zapytałam czy zrobi mi analizę. Odpowiedź dostałam bardzo szybko. Stylistka poprosiła mnie o przygotowanie dla niej kilku moich zdjęć sylwetki – przodem, tyłem, bokiem, a także zdjęcie twarzy. Dodatkowo poprosiła o odpowiedź na kilka pytań: jakie części swojego ciała lubię, jakich nie lubię i nie chcę eksponować. Dodatkowo musiałam podać swoje wymiary. Po trzech dniach dostałam opracowanie składające się z 38 stron. Oczywiście sporo z nich to takie ogólnikowe pitu pitu, ale byłam zaskoczona, jak wiele informacji dotyczących konkretnie mojej sylwetki znalazło się w opracowaniu.

Po pierwsze stylistka określiła typ mojej twarzy. Przez całe życie myślałam, że jestem Księżycem w pełni – czyli mam okrągłą buźkę. A tu niespodzianka, mam twarz owalną 😉 Dowiedziałam się, jakich fryzur unikać, a jakie będą korzystnie wpływać na to, jak wyglądam.

Następnie dowiedziałam się jaką mam sylwetkę: okazuje się, że to typowa sylwetka A, cokolwiek to znaczy 🙂 Już z wymiarów było wiadomo, że mam szersze biodra od ramion, a to domena posiadaczek takiej sylwetki. 

Stylistka po określeniu typu sylwetki zabrała się za konkretne wskazówki. Dowiedziałam się, jakich dekoltów unikać, a jakie wydłużą moją sylwetkę. Określiła, jakiej długości powinny być bluzki, czy powinnam wybierać koszulki na cienkich ramiączkach czy może na grubych. Co ciekawe, przez całe życie starałam się zakrywać moje krągłe biodra, a stylistka wskazała, że w ten sposób tylko zwracam na nie jeszcze większą uwagę. 

To nie koniec. Dowiedziałam się jaki fason sukienek wybierać (te odcinane pod biustem to rzeczywiście jakieś totalne odkrycie!) i tu ponownie mały „zonk”. Do tej pory uważałam, że lepiej się ukryć pod nieco większymi sukienkami, a stylistka absolutnie mi to odradziła. Wskazała jakie spódnice będą dla mnie odpowiednie, jaki krój jeansów wybierać. Pytałam o stroje kąpielowe – dokładnie wyjaśniła jaki powinien na mnie dobrze leżeć. Pomogła z określeniem fasonu szortów i płaszcza. Poleciła buty, dodatki, a na koniec zaproponowała 3 stylizacje.

Na tym jednak się nie skończyło. Miałam kilka pytań uzupełniających, na które wyczerpująco odpowiedziała. Dodatkowo poleciła kilka sklepów, w których powinnam znaleźć coś interesującego dla siebie. Domyślam się, że dla dziewczyn noszących rozmiar 34-40 wybranie się na zakupy nie stanowi problemu, ale posiadaczki nieco większych rozmiarów muszą się sporo natrudzić, żeby znaleźć dla siebie coś atrakcyjnego. I nie mówię tu o dużo większych, a o np. 42-44. Absolutnie nie potrafię sobie wyobrazić co przeżywają dziewczyny noszące jeszcze większe rozmiary, które chcą wyglądać dobrze! Mam wrażenie, że w naszym kraju mówi się tylko o tym, by kobieta schudła, a jak waży nieco więcej to najlepiej żeby nosiła worek po ziemniakach, bo przecież „grubemu” to nic do szczęścia nie potrzeba. A to chyba jednak nie tędy droga.

Muszę przyznać, że dzięki analizie odgracanie mojej szafy przebiegło zdecydowanie szybciej i przyjemniej niż się spodziewałam. Pozbyłam się wielu ubrań, których nie nosiłam od dawna, a które miałam wrażenie, że są mi potrzebne. Inne były dla mnie tak bardzo niekorzystne wizualnie, że po prostu musiałam im podziękować. Wiele ubrań trafiło do potrzebujących, a inne wystawiłam na Vinted, gdzie ku mojemu zdziwieniu udało się sporo sprzedać. Wiem, że mam w szafie braki, które będę musiała sukcesywnie uzupełnić, ale nie mam zamiaru się spieszyć i na pewno nie będę podejmować pochopnych decyzji. Zrobię listę rzeczy, które muszę kupić i powoli będę szukać takich ubrań, które spełnią moje oczekiwania.

Czy warto skorzystać z usługi stylistki? W moim przypadku było warto i absolutnie nie żałuję wydania 150 złotych. Dało mi to sporo do myślenia, jeszcze wiele do odkrycia przede mną, ale jestem na dobrej drodze do opracowania sobie jakiegoś własnego systemu ubraniowego, w którym będę się dobrze czuć. Cieszę się, że otworzyli sklepy w galeriach, bo mam zamiar przy okazji coś poprzymierzać – sprawdzić czy rzeczywiście coś leży na mnie dobrze. Nie umiem robić udanych zakupów ubraniowych przez internet, więc tym bardziej opcja założenia czegoś przed zakupem jest super.

Analiza sylwetki nie jest jedyną usługą oferowaną przez stylistki. Można też zrobić sobie np. analizę kolorystyczną. Za podobne pieniądze możesz dowiedzieć się jakie kolory ubrań do ciebie pasują, a jakie kompletnie nie. Ja na taką usługę się nie zdecydowałam, choć być może to jeszcze przede mną 😉 Na pewno natomiast mam zamiar umówić się na profesjonalny brafitting, by po latach w końcu dowiedzieć się, jaki rozmiar stanika to ten idealny 😉 Podobno jeden dobrze dobrany stanik potrafi zmienić życie 😀 Mam nadzieję, że wkrótce przekonam się, jak jest w rzeczywistości.