Bez niej do Stanów nie polecisz, czyli słów kilka o wizie*

7 czerwca 2017

Gdy do znajomych zaczęły docierać informacje o tym, że wybieramy się do Stanów, pierwsze pytanie, które zadawali dotyczyło wizy. – Serio, tak trudno jest dostać wizę? – pytali. Z mojej perspektywy odpowiedź brzmi NIE. Na wakacje wybieramy się we trójkę i postanowiliśmy umówić się wspólnie na spotkanie w sprawie wizy w ambasadzie USA w Warszawie.

Jak to wygląda? Najpierw płać i płacz. Gdy my staraliśmy się o wizę (październik 2016) kosztowała „jedyne” 620-parę złotych (to nie żart). Marcin i Iwona byli już kiedyś w USA i wspominają, że lata świetlne temu, gdy byli piękni i młodzi, wiza kosztowała połowę tego, co obecnie. Czasy się zmieniają, a jak widać Amerykanom bardzo zależy, by coraz mniej Polaków odwiedzało ich piękny kraj.

Gdy już zapłacisz jałmużnę amerykańskiemu rządowi, musisz wypełnić całkiem długi formularz (przez internet – na stronie ambasady USA można znaleźć wszystkie informacje; bez znajomości angielskiego może być trudno). Jakich pytań się spodziewać? Poza oczywistymi typu: czy byłeś już w USA? gdzie się zatrzymasz? Jaki jest cel podróży? Pojawią się także pytania na inteligencję: czy jesteś terrorystą? Czy jedziesz do USA prać pieniądze? Czy jedziesz się prostytuować? Czy handlujesz narkotykami lub wspierasz terrorystów? Serio. Czy ktoś normalny odpowiedział kiedyś na takie pytania we wniosku o wizę twierdząco? Do wniosku trzeba dołączyć zdjęcie (typowo do wizy), a następnie umówić się na spotkanie w ambasadzie. Super opcją jest to, że umawiasz się na konkretny dzień i konkretną godzinę. Warto pamiętać, że do ambasady wejdzie tylko ta osoba, która stara się o wizę, więc jeśli masz towarzystwo – zostaw je w jakiejś knajpie obok 😉

My umówiliśmy się na spotkanie w Halloween. Tak wyszło. I to był strzał w dziesiątkę – dzień przed Wszystkich Świętych ambasada świeciła pustkami. Weszliśmy, przetrzepano nas podczas kontroli, a później tylko dwie rozmowy przy okienku z pracownikami ambasady (po angielsku). Całą trójkę poproszono równocześnie do tego samego okienka. Powtórzyły się pytania z formularza wypełnionego wcześniej przez internet. Padło też pytanie o kontakt do kogoś znajomego, kto mieszka w USA (Marcin ma tam wujka). Ostatecznie wizę nam przyznano. Paszporty zostały w ambasadzie – to najwygodniejsza opcja. Dokument po prostu dosyłają do domu (oczywiście za dodatkową opłatą – nie ma nic za darmo).

Na spotkaniu byliśmy w poniedziałek, we wtorek było święto, a paszporty dostaliśmy chyba w piątek. W każdym razie bardzo szybko. Dopiero z paszportu dowiadujesz się na jaki okres przyznano wizę. W naszym przypadku – 10 lat. 

Teoretycznie wiza zapewnia wjazd do USA, praktycznie, jeśli nie spodobamy się na lotnisku, w trakcie kontroli paszportowej, możemy nie zostać wpuszczeni na teren Stanów Zjednoczonych. Były takie przypadki – warto o tym pamiętać.

*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.