Paryż na weekend: ile to kosztuje i co uda się zobaczyć?

11 sierpnia 2022

Na weekend do Paryża wybraliśmy się we wrześniu 2021 roku. Konkretnie w moje 35 urodziny. Wylot w piątek nad ranem, powrót w poniedziałek w godzinach popołudniowych. W sumie 2,5 dnia zwiedzania. Czy było warto? Jeszcze jak!

Przelot

Lecieliśmy z Poznania Ryanairem na lotnisko Paryż-Beauvais, choć „Paryż” w nazwie to delikatne nadużycie, bo do Paryża jest około 100 kilometrów. Koszt? Około 550 złotych za dwie osoby z jednym bagażem rejestrowanym. Jak dostać się z lotniska do miasta? Do wyboru są dwie najpopularniejsze opcje: autobus lub bus z kierowcą. 

Autobus w jedną stronę kosztuje 17 euro od osoby i zawozi nas na jeden z paryskich dworców, z którego następnie trzeba się dostać do swojego miejsca pobytu.

Bus z polskim kierowcą kosztuje 20 euro od osoby w jedną stronę ALE zawozi nas pod drzwi hotelu. Do busa wchodzi kilka osób, więc trzeba się liczyć z tym, że będziemy je rozwozić po mieście, no chyba, że akurat będziesz pierwszy w kolejce. Co ważne – busa należy zarezerwować z wyprzedzeniem.

My postawiliśmy na polskiego busa i niczego nie żałujemy. Nie dość, że zawiózł nas do hotelu, to jeszcze odebrał z hotelu w poniedziałek i zawiózł na lotnisko. Zdecydowanie polecam taką opcję.

Nocleg

Wybierając hotel na nasz weekendowy wypad kierowałam się przede wszystkim względami bezpieczeństwa, bliskością metra i ceną. Wiedziałam, że hotel będzie nam służył tylko do spania, więc nie musiał mieć żadnych fajerwerków. Śniadanie w cenie ułatwiło nam sprawę, bo dzięki niemu mogliśmy z hotelu startować już na typowe zwiedzanie z pełnymi brzuchami.

Ostatecznie padło na Kyriad Hotel w XIII dzielnicy, rzut beretem od Place D’Italie. W pobliżu mieliśmy aż 3 stacje metra, na ulicy obok sporo knajp, a do tego było tu bardzo bezpiecznie. Koszt? Około 1400 złotych za 3 noce ze śniadaniami.

Jedzenie

Wiedzieliśmy, że podczas pobytu w Paryżu musimy najeść się muli. I piątkową kolację, zgodnie z poleceniem polskiego kierowcy z busa, spędziliśmy w restauracji Leon, która specjalizuje się w mulach właśnie. Jakie to było pyszne! Tak pyszne, że w niedzielę ponownie odwiedziliśmy tę sieciówkę, ale już w innej lokalizacji. Było równie smacznie.

Co będę dużo pisać – w Paryżu na każdym kroku czeka nas Was knajpa, w której zjecie prawdopodobnie coś pysznego. My piliśmy drinki w nocy na Rue du Montparnasse, a obiad jedliśmy też na Place du Tertre w pobliżu Sacre Coeur. 

Pyszne kremówki w Odette.

Ile to kosztuje? Możesz najeść się za 10 euro, a możesz NIE najeść się za 50 euro na głowę. Przy restauracjach przeważnie wystawione jest menu z cenami – kto czyta nie błądzi i nie płacze przy rachunku!

Komunikacja

Poruszaliśmy się wyłącznie metrem i na nogach. Ponieważ wszystkie atrakcje znajdowały się w pierwszej strefie, każdego dnia kupowaliśmy całodniowy bilet na komunikację miejską za 7,5 euro na osobę. Jednorazowy bilet kosztuje 1,9 euro, więc już cztery przejazdy w ciągu dnia sprawiają, że bardziej opłaca się kupić bilet całodniowy. Bilet umożliwia korzystanie nie tylko z metra, ale też chociażby z autobusów. Bilety można kupić w automatach na stacjach metra – niestety część przyjmuje tylko bilon, warto więc być przygotowanym.

Propozycja weekendowego planu zwiedzania

Dzień 1

W hotelu wylądowaliśmy około południa, więc nie był to pełny dzień na zwiedzanie, ale i tak da się w takim niepełnym dniu wiele zobaczyć! My zaczęliśmy z grubej rury: pojechaliśmy na Montmartre. Wysiedliśmy z metra w rejonie skweru u stóp bazyliki Sacre Coeur, przy słynnych paryskich schodach. Mając bilet dzienny mogliśmy na górę wjechać specjalną kolejką, co oczywiście uczyniliśmy. Pogoda była upalna jak na koniec września, przy bazylice tłumy. Stąd udaliśmy się pod La Maison Rose, różową restaurację znaną chociażby z serialu „Emily w Paryżu”. Poszwendaliśmy się po okolicznych, malowniczych uliczkach i zjedliśmy obiad na Place du Tertre – placu artystów. Później minęliśmy słynną knajpę Le Consulat i przez plac, przy którym mieszkał Picasso (Place Emile Goudeau) ruszyliśmy pod „mur miłości”, na którym napisano „Kocham Cię” we wszystkich możliwych językach. Jest i polska wersja! Jeśli liczycie na romantyczne zdjęcia to się przeliczycie, bo są tam tłumy 😉

Klimatyczny Montparnasse.

Ze stacji Abbesses (36 metrów głębokości – polecam windę zamiast krętych schodów) ruszyliśmy metrem do galerii Lafayette. Przepiękne zdobienia, ale bezpłatny taras widokowy to dopiero coś! Wspaniały widok na Paryż, w tym wieżę Eiffla. W nogach mieliśmy już sporo, więc wróciliśmy do hotelu, by się odświeżyć i ruszyliśmy na Montparnasse na moją urodzinową kolację – mule w Leon. A później przeszliśmy się bardzo klimatyczną uliczką Rue du Montparnasse, gdzie skończyło się na drinkowaniu.

Dzień 2

Sobotę zaczęliśmy od wyprawy pod Łuk Triumfalny. W nietypowej wersji, bo akurat wtedy łuk był całkowicie opakowany. Za 14 mln euro jeden z najsłynniejszych paryskich zabytków opakowano folią na dwa tygodnie zgodnie z koncepcją Christo. Byliśmy jednymi z 6 mln osób, które zobaczyły łuk w takiej wersji. To było ciekawe przeżycie, bo dzięki instalacji zamknięto gigantyczne rondo przy łuku i mogliśmy się po nim przechadzać robiąc zdjęcia z każdej możliwej perspektywy. Gdy jeżdżą tu auta, nie jest to takiej proste.

Owinięty Łuk Triumfalny.

Spod łuku ruszyliśmy Champs-Elysees w stronę Luwru. Przeszliśmy przez Place de la Concorde, a w ogrodach Tuileries zatrzymaliśmy się w jednej z kawiarni na wino i naleśnika – crepes. Zrobiliśmy całą sesję fotograficzną przy piramidzie Luwru i ruszyliśmy do równie fotogenicznych wnętrz dziedzińca Palais-Royal z kolumnami o różnej wysokości, na których można sobie robić zdjęcia. Stąd mieliśmy kawałeczek do centrum handlowego Le Halles, by kupić jakieś upominki naszemu dziecku, które zostało na weekend z dziadkami.

Luwr.

Jeszcze szybka wizyta przy fontannie Stravinskiego (swoją drogą z dziecięcych lat, gdy byłam w Paryżu, zapamiętałam ją inaczej) przy Centrum Pompidou. Niestety fontanna, ze względu na trwający obok remont, nie była wypełniona wodą i nie wyglądała zbyt okazale. Rzut oka na paryski ratusz i można przechodzić mostem nad Sekwaną na Ile de la Cite, by zobaczyć wciąż ogrodzoną wysokim płotem remontowaną katedrę Notre Dame. Wcześniej jednak zaszliśmy do popularnej gastro miejscówki – Au Vieux Paris d’Arcole, która słynie ze zmieniających się dekoracji przed wejściem do lokalu.

W Paryżu robienie zdjęć to przyjemność!

Już się zmęczyliście? 😉 Z wyspy wróciliśmy na stały ląd, konkretnie w okolicy bardzo fotogenicznej księgarni Shakespeare and Company. Kawałek dalej jest obowiązkowa cukiernia Odette – specjalizuje się w choux a la creme, czyli a la kremówkami. Pysznymi! Stąd podjechaliśmy na bulwar Saint Germain, pod słynną Cafe de Flore. Na jednej z uliczek w okolicy wypełnionych restauracjami i kawiarniami znaleźliśmy miejsce na obiad – La Citrouille. Było tanio i smacznie, a tuż obok piękny sklep Le Petit Prince!

Mieliśmy w nogach już kilkanaście kilometrów, dlatego zapadła decyzja o powrocie do hotelu. Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się pod wieżę Eiffla, która akurat nie była podświetlona.

Zdjęcie z naziemnego odcinka metra.

Na polu Marsowym odbywał się ogromny koncert, który wymuszał wygaszenie wieży. Sama wieża była też niedostępna dla zwiedzających, ale my i tak, ze względu na lęk wysokości mojego męża, nie planowaliśmy na nią wjechać. Posiedzieliśmy na trawie pod wieżą i przeszliśmy na most nad Sekwaną licząc na to, że może w końcu zamigocze. I w końcu wieża, bez żadnego ostrzeżenia, nie o pełnej godzinie, po prostu rozświetliła się migoczącymi światełkami robiąc niesamowite wrażenie. Było już późno, więc pojechaliśmy w rejon hotelu i przysiedliśmy w jednej z restauracji na ślimaki i wino.

Dzień 3

Dzień zaczęliśmy od podróży na Trocadero z widokiem na wieżę Eiffla. Niestety plac był otoczony mało fotogenicznym płotem, znajdująca się niżej fontanna nie działała, ale na pewne rzeczy nie ma się wpływu. Stąd ruszyliśmy w stronę Avenue de Camoens, gdzie przy betonowej balustradzie turyści robią sobie zdjęcia z widokiem na wieżę. Kolejny był most Bir Hakeim, który możecie kojarzyć chociażby z Incepcji. Można z niego zejść na wyspę, na końcu której znajduje się pomnik Statuy Wolności. Oczywiście odbyliśmy ten spacerek. 

Słynna karuzela.

Promenadą nad Sekwaną wróciliśmy w stronę wieży Eiffla i przez Rue de l’Universite (świetne i tłoczne miejsce do robienia zdjęć z wieżą) zaczęliśmy zmierzać w stronę Mostu Aleksandra III. Dotarliśmy też do Ogrodów Luksemburskich (i kolejnej Statuy Wolności), a chwilę wcześniej zjedliśmy pyszny lunch w jednej z pobliskich restauracji. Ogrody robią ogromne wrażenie, szczególnie wczesną jesienią, gdy liście zaczynają się robić żółte. Można posiedzieć przy fontannie na jednym z setek krzeseł albo zrobić piknik na trawie. 

Po przerwie na odpoczynek w hotelu ruszyliśmy w stronę Opery Paryskiej i ponownie Galerii Lafayette, bo raz jeszcze chcieliśmy zobaczyć Paryż z góry. Niestety tym razem taras był zamknięty. Kupiliśmy więc makaroniki w Laduree, by zabrać je do Polski. Dotarliśmy też na… mule do Leon, ale tym razem w innej lokalizacji. Gdy zrobiło się ciemno, nie mogliśmy odpuścić zobaczenia rozświetlonej wieży Eiffla z Trocadero. Dosłownie na minutę przed uruchomieniem świateł zaczęło potwornie lać, ale wyczekaliśmy swoje i pędem uciekaliśmy do pobliskiego metra. Stąd pojechaliśmy w rejon hotelu i zatrzymaliśmy się na kilka pożegnalnych drinków.

Most Bir Hakeim.

W poniedziałek rano kierowca odbierał nas z hotelu. Nie było więc czasu na to, by pojeździć po mieście. Ale i tak zobaczyliśmy ogrom i bardzo polecam Paryż na taki weekendowy wypad!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *