Road Trip Journal Dzień 17. Ostatni!*

10 lipca 2017

Dzisiejszy dzień miał wyglądać tak, że mieliśmy siedzieć w knajpie z widokiem na ocean, ale wspólnie ustaliliśmy, że może jednak warto jeszcze gdzieś podjechać i coś zobaczyć. Moi towarzysze zdecydowali, że jedziemy do Downtown – centrum biznesowego z wieżowcami, które widać na naszych zdjęciach z pierwszych dni w USA. Budynki jak budynki, nic specjalnego 😉 

Przejechaliśmy obok Staples Center – hali widowiskowej, w której grają m.in. Los Angeles Lakers 😉 Zaparkowaliśmy na parkingu zamkniętego dziś muzeum The Broad (4 dolary za 15 minut!!!!!) i podziwialiśmy budynek Walt Disney Concert Hall, siedziba orkiestry Los Angeles Philharmonic, który słynie ze swojej metalurgicznej elewacji. W pełnym słońcu robi duże wrażenie. 

Walt Disney Concert Hall

Stąd przeszliśmy się do pobliskiego „parku” – Grand Park. Dla mnie to bardziej skwer niż park, ale Amerykanie chwalą się, że między budynkami Downtown stworzyli nową, przyjazną przestrzeń dla mieszkańców. Rzeczywiście – mniej tu bezdomnych, a dzieci kąpią się w fontannie 😉 Po drodze mijaliśmy sąd, w którym musiało dziać się coś ważnego – stały tu wozy transmisyjne wszystkich lokalnych stacji i reporterzy czekali na wejścia 😉

Stąd zajechaliśmy do centrum handlowego w pobliżu (tylko dolar za parking – co za zaskoczenie!), w którym były trzy sklepy na krzyż. Ostatecznie wylądowaliśmy w sklepach w rejonie lotniska, gdzie zjedliśmy obiad (super sałatka z kurczakiem, truskawkami i borówkami amerykańskimi!) i zrobiliśmy ostatnie zakupy. Stąd pojechaliśmy do Sixt, wcześniej tankując auto do pełna. Oddanie samochodu przebiegło bez problemów. „Miła” pani przyczepiła się jedynie do rysy na feldze i w końcu nie wiemy czy coś nam za to doliczą – wysłali mi już rachunek za wypożyczenie na maila i w sumie wzięli od nas mniej niż zakładałam 😉 zobaczymy czy tak zostanie, czy może coś się zmieni.

Z Sixt bus zawiózł nas na lotnisko. Zrobiłam tu sobie zdjęcie z przemiłym policjantem 🙂 Bez problemów przeszliśmy przez odprawę i kontrolę (oczywiście sprawdzali moją torbę, ale tym razem również Iwony :D). A teraz siedzimy sobie na lotnisku i czekamy na… opóźniony lot do Londynu. Mieliśmy wystartować o 21.35, ale mamy wylecieć o 22.45. Kolejny przystanek w Londynie, już we wtorek 🙂 a później Berlin i Polandia! Cleosia, szykuj się. Mama wraca!

*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.