Road Trip Journal Dzień 6*

29 czerwca 2017

Dzień zaczęliśmy, jak zawsze, wcześnie rano. Najwcześniej wstałam ja. O 5.00 – wczoraj nie mogłam dodać postów na bloga i musiałam się z tym uporać. Szybkość internetu w hotelu powalająca – dwa posty dodawałam dwie godziny. Ale się udało.

Po kanapkowym śniadaniu wymeldowaliśmy się z hotelu i ruszyliśmy na miejsce zbiórki wycieczki do Antelope Canyon. Bilety na wycieczkę kupiłam kilka miesięcy temu i okazało się to strzałem w 10. Samochodem z wielkimi kołami i budą z dachem zawieziono nas do Kanionu Antylopy. 20 minut jechaliśmy m.in. po wielkich piachach jak na Saharze. Świetne przeżycie 😀

Sam Kanion Antylopy robi ogromne wrażenie. Mieliśmy świetną przewodniczkę, Rosie – rdzenną Amerykankę. Kobieta nie tylko opowiedziała nam historię kanionu, ale też była absolutną masterką robienia zdjęć iPhonem 😉 każdemu z osobna radziła gdzie najlepiej stanąć, jak ustawić aparat w telefonie itp. Byliśmy w Upper Antelope Canyon (jest jeszcze Lower), ale ze względu na światło polecano nam właśnie ten „wyższy”. I choć mówią, że najlepsze światło jest od 11.30 (my byliśmy o 9.30), absolutnie nie żałujemy. W Kanionie byliśmy praktycznie sami, a gdy wracaliśmy (ma 1/4 mili długości i wraca się tą samą trasą) były tam już tłumy i trudno byłoby nam zrobić jakiekolwiek zdjęcia. Wycieczka kosztowała nas 140 dolarów i warta była każdego centa.

Około 11.00 byliśmy już po wizycie w Antelope Canyon i mieliśmy cały dzień przed sobą. Uznaliśmy więc, że czas najwyższy się wykąpać. A ponieważ byliśmy nad Lake Powell, wystarczyło tylko znaleźć plażę. Po drodze nad wodę zahaczyliśmy jeszcze o tamę Glen Canyon – robi wrażenie! Ostatecznie wylądowaliśmy na plaży w miejscowości wypoczynkowej Wahweap na terenie parku narodowego. Kąpu kąpu i jedziemy dalej 😉

Po 1,5h jazdy dotarliśmy do naszego dzisiejszego hotelu – w miejscowości Kanab. To już Utah! I zmiana czasu 🙂 Tu mamy 8 godziny różnicy w stosunku do czasu Polskiego. Ale jutro jedziemy do Nevady i znowu będzie nas dzielić 9 godzin. Hotel bardzo przyjemny – z basenem i jacuzzi. Ale przyjechaliśmy dosyć wcześnie (po 15.00), dlatego postanowiliśmy zjeść coś w mieście. Padło na typowy amerykański bar. I było bardzo smacznie.

Z pełnymi brzuchami uznaliśmy, że mamy siłę by zaliczyć punkt podróży zaplanowany na jutro – Zion National Park. Z Kanab jedzie się do niego 45 minut. Niezwykłe widoki – piękne, czerwone góry, tunel na ponad milę, upał, że ho ho i drogi z tak ogromnymi serpentynami, że w pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze. 

Do hotelu wróciliśmy przed 20.00 i wykąpaliśmy się w jacuzzi ;)) Dziś byliśmy też w markecie. I mam kolejną obserwację. Przy półce z wodą do picia, którą kupowaliśmy, stały masła orzechowe. Amerykanie mają ich miliard. Moją uwagę przykuły te wymieszane z dżemem. Smacznego! 😀

Jutro Las Vegas BABY!!!

*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.