W podróży będziemy blisko trzy tygodnie, codziennie w innym hotelu (z wyjątkiem San Francisco, gdzie spędzimy aż dwie noce), dlatego logistyka jest tu bardzo ważna. Bilety lotnicze przewidują maksymalnie 20 kilogramów na osobę bagażu głównego + niewielki bagaż podręczny, więc pakując się trzeba rozważnie dokonywać wyboru 🙂
Ładowanie
W Stanach nie tylko kontakty wyglądają inaczej niż w Polsce, ale też jest inne napięcie niż w Polsce. O ile laptopy, smartfony czy kamery (te nowsze, wyprodukowane bodajże po 2005 roku) mają wbudowane transformatory napięcia (a to oznacza, że można je podłączyć do sieci i w Polsce i w USA), to np. suszarki do włosów czy ładowarki szczoteczek do zębów wbudowanego transformatora nie mają. W związku z tym podłączenie takich sprzętów do gniazdka w USA wiąże się z koniecznością podłączenia transformatora, które przeważnie są dosyć ciężkie i spore. Lepiej więc zabrać ze sobą tylko niezbędne sprzęty elektroniczne. W naszym przypadku będzie to laptop, telefony komórkowe, ładowarka do akumulatorów kamery i ładowarka do aparatu fotograficznego. Ze sobą weźmiemy nie tylko przejściówki, ale też listwę, do której będzie można podłączyć kilka sprzętów jednocześnie.
Kilka praktycznych rzeczy
Na pewno warto zabrać ze sobą podstawową apteczkę z polskimi lekami – typu coś przeciwbólowego, antybiotyk, coś na uczulenie i na biegunkę. Warto do apteczki wsadzić też plastry, bandaż i kilka wkładek higienicznych lub podpasek (nawet jeśli jesteś facetem!). Tak się składa, że podpaski uratowały nam kiedyś życie – Marcin uprawiając sport ekstremalny (konkretnie idąc po drinka do baru) poślizgnął się na schodach i uderzył łokciem o kamienny próg. Wszystko działo się w trakcie podróży poślubnej na pewnej greckiej wyspie. Krew lała się potwornie, sytuację opanowaliśmy dopiero po przyłożeniu do rany podpaski i owinięciu ręki bandażem. Warto więc być przygotowanym 😉
Na wyjazd kupiliśmy ręczniki szybkoschnące, które mamy zamiar używać na plaży, ale też w razie „W” w hotelach. W przypadku codziennego zmieniania miejsca pobytu coś, co szybko schnie, jest luksusem 🙂
Na wyjazd mam zamiar wydrukować wszystkie potwierdzenia rezerwacji w hotelach, rezerwację auta czy bilety wstępów. Choć mój mąż twierdzi, że to bezsensu, bo przecież wszystko będziemy mieć w telefonach, to ja jednak wolę mieć papier, który najwyżej się nie przyda.
Zabieram też trochę batonów Anny Lewandowskiej (nikt nie płaci mi za reklamę, a szkoda!). Są bardzo dobre i zdrowe (wszyscy wiemy, że w USA króluje fast food), a ponieważ tylko w części hoteli mamy wykupione śniadania, wydaje mi się, że doskonale się sprawdzą w przypadku długiej drogi bez sklepu na trasie 😉
Jako miłośniczka muzyki przygotowałam też na wyjazd cały zestaw piosenek (między innymi z USA w roli głównej), którymi będę męczyć w samochodzie moich współtowarzyszy!
*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.