Road Trip Journal Dzień 7*

30 czerwca 2017

To drugi brakujący wpis z naszej amerykańskiej podróży, który odtwarzam skrótowo, aby zachować ciągłość. 

Hotel, w którym zatrzymaliśmy się w Las Vegas, był najdroższy w czasie naszego pobytu w USA. I za niego musieliśmy zapłacić tuż po rezerwacji (hotele w Las Vegas tak już mają). Padło na Paris Las Vegas i absolutnie nie żałujemy. Dostaliśmy pokój na 14 piętrze z widokiem na podróbkę wieży Eiffla i znajdujący się pod nią basen. 

Najpierw byliśmy w Paryżu…

Ale zanim dotarliśmy do hotelu, zatrzymaliśmy się przy najsłynniejszym znaku w mieście – Welcome to fabulous Las Vegas. W kolejce, na jakichś 40 stopniach Celsjusza bez kawałka cienia staliśmy około 40 minut, by móc tu zrobić sobie zdjęcie. Ale mamy!

W hotelu poszło gładko, choć i tutaj były spore kolejki do recepcji. Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na Las Vegas Strip – najsłynniejszą ulicę w mieście. Amerykański przepych i kicz mieszają się tu na każdym kroku.

A później w Nowym Jorku 😉

Co chwilę musieliśmy chować się w sklepach po drodze, by choć na chwilę się schłodzić. Jak to na pustyni – pogoda była totalnie nieznośna i osiągała 40 stopni. Byliśmy też przy najsłynniejszej fontannie na Stripie – Bellagio, tuż przy naszym hotelu.

Fontanna Bellagio.

Oczywiście nie mogliśmy sobie odmówić zagrania w kasynie i wykąpania się w hotelowym basenie pod samą wieżą Eiffla.

Nawet udało mi się wygrać kilkadziesiąt dolarów, więc w ogólnym rozrachunku wyszłam na zero 😉 Wieczorem czekał na nas gwóźdź programu – koncert Backstreet Boys, który jest jak dotąd najdroższym koncertem w naszym życiu. Bilety za osobę kosztowały około 700 złotych, ale było warto!

Las Vegas na pewno warto zobaczyć, ale ja z całą pewnością nie muszę tam wracać.

*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.