Dzień zaczęliśmy od wymeldowania się z hotelu i śniadania w pobliskim Subway’u. Stąd ruszyliśmy w kierunku Los Angeles, gdzie mamy nasz ostatni nocleg przed powrotem do kraju. W drodze do Los Angeles zatrzymaliśmy się na plaży Zuma Beach, płacąc całe 15 dolców za parking 😉 poleżeliśmy na plaży i nawet spróbowaliśmy się wykąpać, ale skończyło się na moczeniu nóg.

Po drodze do hotelu mieliśmy zatrzymać się jeszcze w pobliżu molo w Malibu, ale parkingi (jak to w niedzielę) były totalnie zawalone. Uderzyliśmy więc do Santa Monica, gdzie znajduje się podobno najfajniejsze molo w okolicy – z wesołym miasteczkiem. Tutaj znaleźliśmy parking w jednym z hoteli (znowu 15 dolców). Przeszliśmy się po molo, zrobiliśmy pamiątkowe zakupy i ruszyliśmy dalej w kierunku hotelu.
Hotel Cadillac znajduje się przy Venice Beach – kultowej plaży Los Angeles. Po zameldowaniu się, poszliśmy się na plażę. I było szaleństwo. Kąpałam się w oceanie oczywiście najwięcej razy. Woda fenomenalna, raz prawie się utopiłam i zgubiłam czapkę, bo porwała mnie fala, ale co tam. Ostatecznie to Iwona została bez opaski 😉 Pacyfik jak dla mnie extra, choćby dla tej kąpieli bym tu wróciła. No i może dla panów ratowników 😀

Po wodnych szaleństwach i opalaniach, ogarnęliśmy się w hotelu i ruszyliśmy na promenadę, która idzie pod naszym hotelem. Doszliśmy do najsłynniejszego skate parku w Los Angeles – właśnie na Venice Beach.

Przy promenadzie wszędzie mnóstwo „artystów” – sami chyba tak o sobie myślą. Sprzedają jakieś bazgroły wyciągnięte ze śmietnika i są najarani trawą, ale najważniejsze, że są „artystami”. W ogóle wszędzie tu czuć zapach trawy, bo w Kalifornii jest legalna 🙂

Przy promenadzie nie tylko zjedliśmy kolację, ale też zatrzymywaliśmy się na piwo. Z Marcinem zjedliśmy też churros – tradycyjne meksykańskie ciastka. Z sosem karmelowym. Pycha! Żałuję, że nie zjadłam ich wcześniej 🙂
Jutro mamy dzień „gratis” – wylot mamy dopiero o 21.30, dlatego do tego czasu mamy zamiar zobaczyć coś jeszcze w Los Angeles. Co? To się okaże 🙂
*Wpis pochodzi z nieistniejącego bloga lucky-me.pl, który powstał w 2017 roku w celu opisywania naszej amerykańskiej wycieczki.