Obudziła nas ulewa. Szybkie śniadanie w hotelu i nawigacja ustawiona na lotnisko Newark, gdzie musieliśmy 12 oddać auto. Po drodze przystanek na tankowanie i hot doga w lokalnej jadłodajni, której właściciel przyszedł nawet zapytać czy nam smakuje.
Auto oddaliśmy bez problemów i pożegnaliśmy bez żalu 😂 Z lotniska udaliśmy się na postój taksówek, gdzie pani zawiadowca zapytała nas o adres, pod który chcemy jechać. Wydrukowała paragon, poinformowała nas ile zapłacimy i wskazała żółtą taksówkę, którą mamy jechać. Klasyczny stary Ford tylko zapewnił dodatkowe atrakcje. Pierwsza przejażdżka yellow cab!
A dokąd pojechaliśmy? Trudno mi w to jeszcze uwierzyć, ale pojechaliśmy na wielki heliport!!! Tak, wykupiłam przelot helikopterem nad Manhattanem i tak, leciałam nim z nogami poza helikopterem! Co to jest za przeżycie!

Najpierw zapakowali mnie w uprząż, telefon i kamerę zamontowali na specjalne uchwyty, które trzeba było założyć na szyję. Siedziałam w tej uprzęży dłuższą chwilę w oczekiwaniu na swój lot i nie ukrywam, że byłam, przepraszam, totalnie zesrana! Dalej nie mogę przestać wierzyć, że w ogóle się na to odważyłam i zobaczyłam Nowy Jork z bliska pierwszy raz właśnie z powietrza! To mój prezent urodzinowy ode mnie dla mnie. I to jaki! Zapłaciłam za 15 minut, a trafiłam do grupy, która miała wykupione 30 minut, tym sposobem dostałam kwadrans w powietrzu gratis! A to nie koniec. W takim helikopterze mieści się 6 pasażerów, jeden obok pilota a piątka z tyłu w dwóch rzędach. Jak łatwo obliczyć – ktoś może siedzieć w środku i raczej trudno mu będzie wystawić nogi poza maszynę. Obawiałam się, że trafi na mnie, ale trudno, przyjęłabym to na klatę. Tym razem miałam jednak podwójne szczęście, bo nie dość, że dostałam gratis dłuższy przelot to dostałam chyba najlepsze miejsce w helikopterze – mogłam bez problemu się obracać i wyciągać nogi do zdjęć, kiedy chciałam. A okazji było sporo, bo lecieliśmy między innymi nad Central Parkiem, Governors Island, Statuą Wolności, Mostem Brooklyńskim, nie wspominając o wszystkich najważniejszych wieżowcach. Wiem, że dziś ten przelot na pewno będzie mi się śnić. I pewnie nie tylko dziś.

Koszt? Wyjściowa cena za 15 minut to około 500 – 600 dolarów, ale zawsze jest jakaś promocja. Ja zapłaciłam 230 dolarów i nie żałuję ani centa. Tym bardziej, że za 30-minutowy przelot w promocji powinnam zapłacić ponad 300 dolarów 😀 Leciałam z firmą, która ma na swoim koncie spory wypadek i to nie tak dawno temu, bo w 2018 roku. 11 marca helikopter wykonujący lot „doors off”, a więc taki, którym ja leciałam, „z nogami w powietrzu”, wpadł do East River doprowadzając do śmierci 5 pasażerów. Przeżył tylko pilot. Pasażerowie nie przeżyli, bo byli przypięci zabezpieczeniami mającymi zapewniać im bezpieczeństwo w trakcie przelotu. Od tego czasu sporo się zmieniło, zmieniły się zabezpieczenia, ale lekki stresik pozostał.

Po przelocie, w trakcie którego Marcin i Klara dzielnie czekali na mnie w siedzibie FlyNYON, przyszedł czas na dostanie się do naszego hotelu – domu na nasz czas w Nowym Jorku. Musieliśmy więc ze sporego zadupia jakoś dotrzeć na Manhattan. Okazało się, że nie jest to takie proste. Zamówiliśmy Ubiera, ale jeden z kierowców potwierdził w aplikacji, że nas zabrał, ściągnęło Marcinowi pieniądze z konta (i to sporo, bo około 250 złotych) i zakończył przejazd nawet się po nas nie pojawiając. Kolejnej próby nie podjęliśmy. Ustawiłam się w kolejce do recepcji, by poprosić o pomoc w zorganizowaniu transportu, gdy zobaczyłam za oknem, że pod budynek podjeżdża żółta taksówka, z której wysiadł pasażer. Podbiegłam do kierowcy, zagadałam i udało się. Za 75 dolarów (!!!) dostaliśmy się pod drzwi hotelu i to w miłym towarzystwie. Jechaliśmy nawet tunelem pod rzeką Hudson! W sumie przejazd z lotniska do hotelu wyniósł nas 115 dolarów – byłam przygotowana na 100, więc te 15 nie robiło mi różnicy biorąc pod uwagę, że leciałam helikopterem nad Manhattanem!

Sam hotel okazał się super. Mamy 2-pokojowy „apartament”, choć to za duże słowo, bo wraz z łazienką ma jakieś 20 metrów kwadratowych 😀 Ale Klara może spać w naszym wieeeelkim łóżku, a my wieczorem możemy odpocząć na kanapie przed telewizorem. Rozwiązanie idealne! Po rozeznaniu się w sprawach hotelowych, ruszyliśmy na krótkie rozpoznanie okolicy. Mieszkamy tuż przy słynnej 5th Avenue, dwa kroki od Biblioteki Nowojorskiej oraz Bryant Parku i to w nim usiedliśmy na pierwszy posiłek w Nowym Jorku. Tanio nie było, ale piwo i kolacja w takim mieście były dopełnieniem wspaniałego dnia. Klara grzebała w piasku, później moczyła ręce w fontannie, zbierała liście i wybierała sobie jogurty w Whole Foods. Krótkim spacerkiem doszliśmy do Rockefeller Center i nie ukrywam, że na myśl o bożonarodzeniowej choince, lodowisku i „Kevinie samym w Nowym Jorku” zakręciła mi się łezka w oku. Wiem, że w tym roku świąteczny seans będzie wyjątkowy, bo Klara też będzie oglądać film. Zatrzymaliśmy się przy siedzibie FOX News, a miły pan ochroniarz zapraszał nas do środka, ale Marcin powiedział, że jego noga tam nie postanie. Weszliśmy za to do najsłynniejszego w okolicy sklepu z zabawkami i na pewno tam wrócimy. Zobaczyłyśmy z Klarą rzeźbę Atlasa dźwigającego na barkach świat, która pojawiła się w niezliczonej liczbie filmów. To jedna z ikon Art Deco na terenie Rockefeller Center.

Tuż obok jest katedra św. Patryka. Wierni modlą się w niej zaledwie (pod względem europejskim) od 1879 roku. 100 lat później Nowy Jork odwiedził papież Jan Paweł II. Wieże mają około 100 metrów wysokości.

Słynną Piątą Aleją, jedną z najdroższych ulic świata, wróciliśmy do hotelu. To tutaj znajdują się luksusowe domy towarowe Bergdorf Goodman czy Saks (słynie z oświetlenia na Boże Narodzenie). Dla mnie to takie trochę Mielno skrzyżowane z centrum handlowym z najpopularniejszymi markami.
Pierwsze wrażenie jest niesamowite. Są bezdomni, jest brud, ale nie poczułam jeszcze nowojorskiego smrodu, przed którym mnie ostrzegano. Wszystko tutaj jest WIELKIE. Budynki są tak ogromne, że od patrzenia w górę boli mnie kark. Na chodnikach słychać języki z całego świata. To zaledwie pierwsze godziny w mieście i jestem bardzo ciekawa, co zaoferuje nam w kolejnych dniach.