Mam znowu tyle zdjęć, że powoli przestaję ogarniać temat i mój telefon zaczyna nieco wariować 🙂 Ale do rzeczy! Wczoraj wieczorem, po sprawdzeniu prognozy pogody, kupiliśmy w końcu bilety na taras widokowy. Wiedzieliśmy, że będziemy chcieli zaliczyć jeden, więc padło na Top of The Rock na szczycie Rockefeller Center. Bilety kupiliśmy na 10.00 rano, więc to był nasz pierwszy punkt programu. Postaliśmy moment w kolejce przed wejściem do budynku (który swoją drogą znajduje się jakieś 5 minut pieszo od naszego hotelu), następnie zaproszono nas do środka, gdzie poruszaliśmy się cały czas w sporej kolejce, ale nie tak dużej, jak się spodziewaliśmy. Wszystko szło bardzo sprawnie – po drodze można poczytać o historii obiektu oraz tarasu widokowego, można też obejrzeć krótkie filmy np. o świątecznej choince, która staje tu co roku. Robią też nam zdjęcia, które później można kupić za jedyne 30 dolarów + podatek 😀 Podziękowaliśmy.

Marcin ma lęk wysokości, więc od początku mówił, że z wejściem na górę może być problem, ale mimo wszystko zachęcałam, by spróbował, bo później będzie żałować. Taras Top of The Rock ma 3 poziomy, Marcin zatrzymał się na pierwszym i po wyjściu na chwilę na zewnątrz natychmiast wrócił do budynku. My z Klarą korzystałyśmy więc w samotności z możliwości zobaczenia Nowego Jorku z góry. Ludzi było niewiele, byłam zaskoczona, że tak mało. Normalnie podobno nie ma tu większych szans na zrobienie normalnych zdjęć, a tu proszę bardzo, pustki. Mili turyści robili nam zdjęcia, ja w zamian robiłam im i jakoś to się kręciło.
Widoki? Nieziemskie. Nie jest to co prawda taki widok jak z helikoptera, ale robi ogromne wrażenie. Taras widokowy Top of the Rock znajduje się na szczycie GE Building. 17 lat temu został zmodernizowany za astronomiczne 75 mln dolarów. Daje możliwość zobaczenia Nowego Jorku z góry w perspektywie panoramy 360 stopni. Bilety kosztują: około 40 dolarów za osobę. Dzieci do lat 6 wchodzą za darmo.

Po zjechaniu na dół musieliśmy zahaczyć o sklep LEGO w Rockefeller Center. Jest fenomenalny i wcale się nie dziwię, że jest uważany za jeden z najlepszych sklepów LEGO na świecie. Wielka żółta taksówka z klocków do robienia zdjęcia, klockowe drzewo, gadająca Statua Wolności, Empire State Building. No czego tam nie było!
Stąd ruszyliśmy metrem w stronę Central Parku po drodze robiąc jedzeniowe zakupy, bo Klara zażyczyła sobie piknik w parku. Rozłożyliśmy się na The Great Lawn, zjedliśmy jakąś pizzę i tortillę, a następnie zaczęliśmy zwiedzanie parku. I to nie byle jakiego!

Central Park to prostokątny park na Manhattanie. Ma powierzchnię 341 hektarów. Był tworzony od podstaw na bagnistym terenie. Nasadzono tu kilkaset tysięcy drzew i krzewów. Utworzono góry i pagórki, jeziora i łąki. Trudno w kilku zdaniach opisać, co się tutaj znajduje. Każdego roku park odwiedza ponad 40 milionów osób! Na terenie Central Parku, w niektórych akwenach, dopuszczalne jest łowienie ryb, ale tylko pod warunkiem wypuszczenia złowionych ryb ponownie do wody.

Na The Lake, w którym pływa mnóstwo żółwi, można popływać kajakiem lub gondolą. Godzinka na kajaku to 20 dolarów. Pół godzinki na gondoli to 50 dolarów. Koniecznie trzeba przejść przez Bow Bridge, najczęściej fotografowany most w Central Parku. Kawałek dalej jest znany z wielu filmów taras – Bethesda Terrace uważany za środek parku. Pod tarasem, na suficie, znajduje się 14 tysięcy ręcznie malowanych płytek.
Na terenie jest 21 placów zabaw. Klara szalała na jednym z nich – Heckscher Playground z niesamowitym widok m.in. na Essex House. Jest tu tylko jedna idealnie prosta aleja – The Mall. Możecie ją kojarzyć z wielu filmów, chociażby z „Pokojówki na Manhattanie” z Jennifer Lopez (tak, jestem fanką :)).

Tuż przy Central Parku znajduje się Hotel Plaza. Fanom Kevina samego w Nowym Jorku nie trzeba przedstawiać budynku. Ale nie tylko Kevina tu kręcono. Przez pewien czas był w rękach Donalda Trumpa (wówczas nazywał się Trump Plaza Hotel), ale dziś już nie jest. Krótki spacer i jesteśmy przy Trump Tower, a kolejne kilkanaście minut i wracamy do hotelu po drodze zaliczając kilka sklepów z pamiątkami.

Po krótkim relaksie w hotelu poszliśmy na Times Square – do sklepu M&Ms World Store. Klara wybrała sobie koszulkę i butelkę wypełnioną M&Msami. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o sklep Hard Rock, w którym mąż kupił mi urodzinowy prezent! Ponieważ w Kalifornii zakochaliśmy się w klimacie restauracji Bubba Gump Shrimp Co., skorzystaliśmy z okazji i kolację zjedliśmy w knajpie sieci przy Times Square. Tanio nie było, ale było pyszne 😉

Robiliśmy sobie zdjęcia na słynnych czerwonych schodach na placu i pierwszy raz widzieliśmy plac w ciemności. Robi ogromne wrażenie! A tłumy? Spore, choć spodziewałabym się jeszcze większych.

Dziś luźniejszy dzień zamienił się we wcale nie taki luźny. Zrobiliśmy ponad 20 tysięcy kroków 😀 Jutro nasz ostatni pełny dzień w NYC!