Czym byłby road trip bez życia w drodze! Dzisiaj taki dzień. Przejechaliśmy stosunkowo niewiele – bo niespełna 200 mil i już około 15.00 byliśmy w miejscu docelowym.

Rano wyruszyliśmy z South Lake Tahoe i w jakieś 30 minut dotarliśmy do Fallen Leaf Lake – niewielkiego jeziorka w środku gór. Co ciekawe, to tu kręcono kilka scen z „The Bodyguard” z Kevinem Costnerem i Whitney Houston. Jest znacznie mniejsze od Tahoe. Gdyby lodowiec, który je stworzył wędrował dalej, stałoby się zatoką Tahoe. Słynie z bardzo czystej wody, mieszkańcy okolicy okazjonalnie wykorzystują ją do picia.

Droga nad jezioro była kręta i wąska, są tu przepiękne domy osadzone na zboczach nad samą taflą jeziora. Było chłodno – około 10 stopni, ale w końcu jesteśmy wysoko w górach!
Kolejnym przystankiem była Sonora i obiad oraz zakupy. Zanim jednak dojechaliśmy do celu, musieliśmy pokonać góry Sierra Nevada i osiągać wysokość nawet 2700 metrów, by znowu zjechać w dół, a później ponownie piąć się w górę. Było słonecznie, wietrznie, a miejscami mgliście jak z Twin Peaks.

Gdy na szczycie jednej z gór chciałam wyjść z auta, by zrobić zdjęcie, nie mogłam otworzyć drzwi. Tak wiało!

Stąd jechaliśmy już prosto do hotelu na drodze do Yosemite. Dotarliśmy na miejsce przed czasem na check-in, ale obsługa była tak miła, że udostępniła nam pokój wcześniej. Okazało się, że jesteśmy w hotelu sami – goście pojawiają się tutaj wieczorem, by następnego dnia wcześnie rano wyruszyć do parku narodowego, do którego jest stąd już rzut beretem.

Obok jest niewielki bar, w którym doładowaliśmy się ciachem brzoskwiniowym i lodami, kupiliśmy też naklejki (na komputer – kupuję we wszystkich miejscach!), później Klara i Marcin tradycyjnie zaliczyli kąpiel w jacuzzi.

Jutro czeka nas Yosemite, jeden z najczęściej odwiedzanych parków narodowych w USA. Aby ułatwić turystom poruszanie się po dolinie, która rocznie przyciąga miliony zwiedzających, w tym roku wprowadzono rezerwacje wjazdów na konkretne dni. Rezerwacja kosztuje 2 dolary, ale trzeba ją zrobić online – bez niej nie zostaniemy wpuszczeni do parku. Tu podziękowania do hotelu, w którym śpimy – gdyby nie dali nam o tym znać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, moglibyśmy nie wjechać do parku narodowego, co byłoby pewnie największym rozczarowaniem tego wyjazdu. Ale Kasia rezerwację zrobiła, więc wierzymy, że wjedziemy 😉